Pies na festiwalu – zabrać psa na Woodstock (Pol’and’Rock) czy nie?
Woodstock. To wydarzenie, na które czekam cały rok. Od momentu wyjazdu, do momentu przyjazdu na pole. Dlaczego? Bo to urlop dosłownie od wszystkiego i masa pozytywnej energii.
Chcesz możesz go przespać, choć uważam, że szkoda, ale to przecież Twój wybór! Możesz nadrobić wszystkie imprezy z całego roku, szalejąc całymi dniami pod sceną rockową, klubową, w namiocie Hare Krishna (rewelacja! :D). Jeśli masz ochotę poznawać ludzi wybierasz się na świetne warsztaty (osobiście żałuję, że nigdy nie mam czasu zobaczyć wszystkich), spotkania z ciekawymi osobami (mniej lub bardziej znanymi) lub po prostu spędzasz czas tak, jak tylko masz na to w danej chwili ochotę, bo właśnie o to w Woodstocku chodzi
Atmosfera jaka tam panuje jest nie do opisania. Pewnie wiele osób uważa, że te całe “Peace, Love and Music” to tylko hasło, a tak w zasadzie to syf, malaria, pijactwo i inne okropne rzeczy. Nie. To to co towarzyszy każdego dnia Woodstockowiczom w Kostrzynie nad Odrą. Wg mnie tak mówią Ci, co na Woodstocku nigdy nie byli 😉
Dla mnie to jedna z najbezpieczniejszych imprez na jakiej bywam. Czuje się tam jak w domu. Ładuję baterie na cały rok. Nikt nie narzeka, nikt nie robi problemów, wszyscy są tam razem, a nie osobno, każdy z każdym bez względu na to skąd jest, jaki jest, co w życiu robi i jaka jest jego historia
“No dobrze, ale skoro jest tak wspaniale, to czemu nie zabierzesz tam Shelby?” – pyta znajomy – “Bo, pomimo, że kocham to miejsce, to mój pies mógłby się tam w ogóle nie odnaleźć. Lepiej będzie dla niej jak pojadę sama.” – odpowiadam.
Dlaczego nie zabieram psa na Woodstock czyli Pol’and’Rock Festival? Czemu (wg mnie) festiwal to nie miejsce dla psa?
Sama nie wiem, od czego zacząć i co jest bardziej na pierwszym, a co na drugim miejscu powodów, dla których Shelby zostaje sama pod opieką. Dlatego od razu zaznaczam, że kolejność poniższych punktów jest raczej przypadkowa.
Wszechobecny upał za dnia.
Kochani, jeśli ja smażę się w 40°C w cieniu, w namiocie jest cieplej niż na dworzu, a w plastikowym toi toiu wytrzymuje kilkanaście sekund (nie, nie chodzi tylko o zapach ;)), bo mam wrażenie, że zemdleje.. to nie wyobrażam sobie w tym wszystkim Shelby, która ma długie, wełniste futro i jedynie język do chłodzenia. Nawet pies krótkowłosy może przegrzać się tam w tempie natychmiastowym. Jest jak na patelni.
Owszem, zdarzają się zimniejsze Woodstocki np. rok temu było w nocy 10°C, ale obniżenie temperatury to nie wszystko, co pozwoli na zabranie psa na jeden z największych festiwali w roku.
Koncertowy hałas.
Pies ma o wiele bardziej wrażliwy słuch niż my. Na pewno mój – słyszy więcej i głośniej, a dodatkowo nie przepada za wysokimi tonami i gwałtownymi zmianami melodii. O ile Shelby nie dołączyłaby się do wokalistów, to na pewno próbowałaby ratować się ucieczką w siną dal – czyli między dżunglę namiotów, albo 200-tysięczny tłum ludzi, który rozciąga się na ponad kilometr – wzdłuż i wszerz!
Ludzie, masa ludzi – dosłownie wszędzie.
Ile tak naprawdę jest co roku ludzi na Woodstocku (Pol’and’Rock Festival)? Nie wiadomo. Media podają, że ok. 200 tysięcy, Jurek Owsiak mówi, że 400-500 tysięcy. Jedno jest pewne – są tłumy. Takie, które imprezują na spokojnie i takie co wolą z hukiem. Pies może być zdezorientowany i zmęczony samą ich obecnością. Tu powącha, tam pobiegnie, ktoś go zawoła, ktoś wyciągnie rękę, a może i potknie się, albo nadepnie na psa? Nic fajnego, a nie o to chodzi, żeby być na festiwalu i mieć non stop oczy dookoła głowy – inaczej sobie tego nie wyobrażam.
Puszki, przedmioty, resztki jedzenia i picia niewiadomego pochodzenia.
No cóż, przy takiej ilości osób wiadomo, że robi się śmietnik. My chodzimy tam raczej w butach (raczej, bo to Woodstock, bywa różnie ;)), pies bez. Nagrzane aluminium, nie rzadko pęknięte i ostre nie jest przyjemne dla psich opuszek. Resztki jedzenia i picia – najczęściej alkoholu różnego rodzaju mogą być niebezpieczne dla psiego zdrowia a nawet życia.
Kurz, pył, piach..
Szczęśliwy pies to brudny pies -no na pewno, ale nie pokryty kurzem lub pyłem, a tego na przystanku Woodstock jest pełno zwłaszcza, gdy długo jest sucho. Wszystko unosi się do góry. Po powrocie sama jeszcze kilka dni tym “oddycham”.
Brak stałego dostępu do świeżej, chłodnej wody.
No niestety. Nie ma tam jeziorka, ani rzeczki, ani basenu, w którym pies mógłby się schłodzić, albo ugasić pragnienie. Może liczyć jedynie na właściciela w tej kwestii, albo brudne błotko uwielbiane przez Woodstockowiczów.
Brak swojego miejsca, zero szans na odpoczynek w spokoju.
Jedynym miejscem, w którym “można” zostawić psa jest własny namiot. Nagrzany do granic możliwości, mały, wilgotny od różnicy temperatur. Nie, no po prostu nie..
A mimo wszystko co roku widzę psy na Woodstocku.
Większe, mniejsze, bardziej futrzaste, krótkowłose i (o zgrozo!) nagie. Zawsze na ich widok robi mi się żal. Z wywieszonym językiem do ziemi, ciężko dyszące.. Może to tylko moje wrażenie. Jeśli w tym roku natrafię na takiego pupila spróbuję dowiedzieć się czegoś więcej o jego stopniu zadowolenia z pobytu na festiwalu 😉
W tym roku znowu wybieram się na Woodstock. Shelby jak zawsze zostaje. Nie jest mi z tego powodu bardzo smutno, bo wiem, że byłaby to zarówno dla niej jak i dla mnie po prostu męczarnia.
A Wy co sądzicie na ten temat? Zabralibyście psa na festiwal czy jednak nie? Może mamy tutaj paru czytelników-Woodstockowiczów? Jeśli tak to pozdrawiam i do zobaczenia! Ola